Idylla w imprezowym Kavos

Rok 2014 - w cztery lata po powiedzeniu sobie sakramentalnego "tak" nareszcie udało się nam wybrać w mocno spóźnioną podróż poślubną. Wybraliśmy grecką wyspę Korfu. Wypoczęliśmy i zdecydowaliśmy jednogłośnie, że musimy koniecznie wrócić do tradycji wspólnych wyjazdów.

Pobyt na Korfu uświadomił mi, by do kolejnych wakacji przygotowywać się nieco staranniej. Przyznaję się bez bicia, że przed zarezerwowaniem lotów i hotelu nie zrobiłam wcześniejszego rekonesansu, dając ponieść się emocjom na widok atrakcyjnej oferty cenowej. Później na własnej skórze doświadczyliśmy, że wrzesień w tym rejonie świata potrafi być kapryśny, a nie każde greckie miasteczko wygląda jak Santorini z widokówki. Ale po kolei...

Wcześniej wielokrotnie słyszałam, że Korfu jest przepiękną, bardzo zieloną wyspą. Nie sposób się z tym nie zgodzić. Bujna roślinność zachwycała nas niemal na każdym kroku. Mniej zachwycająca okazała się jednak miejscowość, w której mieścił się nasz hotel. Cóż, trzeba przyznać, że Kavos nie jest urokliwym miasteczkiem z typowo grecką zabudową. To raczej mało estetyczna mekka dla imprezowiczów z Wielkiej Brytanii. Lokalne knajpki gubiły się w gąszczu przybytków takich jak Subway, Burger King, Irish Pubów, nocnych klubów czy lokali serwujących English Breakfast. Najbardziej zaskakujące było jednak zagęszczenie punktów pierwszej pomocy medycznej - znajdowały się na całej długości miejscowości średnio co jakieś 100 metrów. Kiedy tydzień później o godzinie 4 rano przejeżdżaliśmy przez Kavos w drodze na lotnisko, okazało się, że mnóstwo upojonych (bynajmniej nie greckim powietrzem) imprezowiczów rzeczywiście potrzebowało fachowej pomocy medycznej.

Kavos

Kavos (i jeden z licznych punktów First Aid)

Kavos
Nasz hotel natomiast okazał się więcej niż przyzwoity. Znajdował się przy samej plaży (niewielkiej, ale piaszczystej i bardzo czystej), a położenie w odbiegającej od głównej promenady bocznej uliczce gwarantowało nie tylko w miarę spokojny sen, ale i przyjemne widoki z okna.

Hotel San Marina

Widok z okna

Widok z balkonu

Plaża w Kavos
Nie jesteśmy typowymi wczasowiczami, spędzającymi czas na basenie i plaży. Jasne, relaks zawsze spoko, ale zdecydowanie preferujemy bardziej aktywne formy wypoczynku. Drugiego dnia ruszyliśmy asfaltową drogą prowadzącą poza Kavos i dotarliśmy do podnóża jednej z gór widocznych z naszego pokoju hotelowego. 

Początek trasy

Paweł upolował coś na ząb ;)

Z czasem las się zagęścił a dość szeroka ścieżka zdawała się wić bez końca. Ciekawość jednak pchała nas do przodu. Cień rzucany przez drzewa dawał przyjemne wytchnienie w ten upalny dzień. Po drodze minęliśmy może trzy osoby, spotkaliśmy zdecydowanie więcej jaszczurek aniżeli istot ludzkich.

Droga przez las

Zielono...
Po około 45-minutowej wędrówce naszym oczom ukazał się błękit morza. Dotarliśmy do przepięknej dzikiej plaży Arkoudilas: złoty piasek otoczony przez skały. Niemal żadnych ludzi. Już wtedy wiedzieliśmy, że stanie się ona naszą ulubioną miejscówką :) W ciągu tygodniowego pobytu na Korfu jeszcze dwukrotnie wracaliśmy tam, by korzystać z uroków ciszy, kąpać się w spokojnym morzu i spacerować jego brzegiem. Jeśli kiedykolwiek będziecie w Kavos, koniecznie wybierzcie się na plażę Arkoudilas. Dojście do niej nie jest trudne - dacie radę nawet w japonkach ;) Ale jeśli wolicie inne środki lokomocji niż własne nogi, to świetnym sposobem dotarcia do dzikiej plaży będzie wynajęcie quada. Niektórzy plażowicze porywali się na przejazd ową trasą wypożyczonym samochodem, ale uważam, że to nie najlepszy pomysł - droga jest dość wyboista.

Uff... dotarliśmy

Arkoudilas Beach

Widok z góry
(skąd wziął się tutaj ten samochód? Droga z jednej i drugiej strony dość gwałtownie się urywa)

Arkoudilas Beach
W kolejnym wpisie przeczytacie o naszej wycieczce do stolicy wyspy i nagłym załamaniu pogody...

Komentarze

  1. Lubię takie miejsca. Piękne widoki i prawie bezludne plaże.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kawałek prywatnej plaży... ta była naszą pierwszą, ale z pewnością nie ostatnią :)

      Usuń
  2. Ja każdy wypad planuję z wyprzedzeniem. Kombinuję z przlotami, noclegami, atrakcjami. tak, zeby płacąc jak najmniej zobaczyć jak najwiecej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja teraz już też, człowiek uczy się na błędach :) Legendą wśród znajomych już obrosły moje "przedwyjazdowe zeszyty" - przynajmniej kilka miesięcy wcześniej planuję podróż i przygotowuję własny przewodnik z niezbędnymi informacjami. Już we wrześniu Lanzarote! :) Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Ja dla odmiany jeśli chodzi o wyjazdy to z wyprzedzeniem planuje mniej więcej tylko date wyjazdu. A póżniej co mi ciekawego last minut da tam jadę. Mam tylko pewne preferencje co do hoteli ( lubię tylko te duże)i ich położenia. Obowiązkowo sprawdzam pogodę . Raz tylko się naciełam w Tunezji bo okazało się ,że hotel stoi owszem wsród innych hoteli ale te okazały się w budowie i tak naprawde nic obok nas nie było Chociaż mapa pokazywała inaczej. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi niestety brak spontaniczności. Ciągle nad tym pracuję, ale z marnym skutkiem ;) Ze mną jest trochę jak w tym dowcipie: "Janie, zapisz proszę w moim kalendarzu, że między 16 a 17 będę spontaniczny" :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Będzie mi bardzo miło, jeśli zechcesz pozostawić ślad po swojej wizycie :)
Zapraszam do komentowania!

Zobacz również