Playa Blanca i Costa Papagayo

Wakacyjna turystyka na Lanzarote koncentruje się w trzech ośrodkach położonych w południowej części wyspy - to tutaj ocean jest o wiele spokojniejszy, zdecydowanie rzadziej występują silne prądy czy bardzo wysokie fale. Palmę pierwszeństwa w tej dziedzinie dzierży Puerto del Carmen, ale niewiele mniejszą popularnością wśród turystów cieszą się Costa Teguise i Playa Blanca. I o tej drugiej miejscowości będzie dzisiaj mowa.

Samo miasteczko nie jest może aż tak atrakcyjne, by poświęcać mu odrębny wpis, ale nieopodal znajdują się plaże uznawane za najpiękniejsze na Lanzarote i jedne z najciekawszych w całym archipelagu. Tak jest, po krótkim spacerze po deptaku w Playa Blanca zabiorę Was na Costa Papagayo!

Costa Papagayo

Do miejscowości Playa Blanca pojechaliśmy specjalnie po to, by kilka dni przed planowaną wyprawą na Fuerteventurę zarezerwować bilety na prom. Port w Playa Blanca jest jedynym na Lanzarote, z którego możecie udać się na "wyspę wiatrów".

Dojazd z Puerto del Carmen zajmuje nam około 30 minut. Parkujemy w okolicy portu i ruszamy do biura armatorów. Postanawiamy przy okazji przespacerować się deptakiem i obejrzeć tutejsze miejskie plaże.

Playa Blanca

Z tego miejsca w obu kierunkach biegnie wielokilometrowa nadbrzeżna promenada Avenida Maritima. Kierując się nią na zachód, dotrzeć można do starej latarni morskiej Faro de Pechiguera. My obraliśmy kurs na wschód. Szczerze powiedziawszy, Playa Blanca nie zaskoczyła nas niczym wyjątkowym - typowa miejscowość wypoczynkowa z licznymi restauracjami, kawiarenkami,  klubami, pensjonatami i hotelami.

Playa Blanca

Oświetlone słonecznymi promieniami pasmo Los Ajaches

Kłódeczki zakochanych

Avenida Maritima

Uważam, że w kategorii miejskich plaż Puerto del Carmen zdecydowanie wygrywa z tymi, które mieliśmy okazję widzieć w Playa Blance.

Malutka miejska plaża

Playa Dorada

Pora wyruszyć w znacznie ciekawsze i z założenia bardziej "dzikie" miejsce - wybrzeże Papagayo. Stąd do pokonania pozostaje nam już tylko kilka kilometrów. Słyszeliśmy, że w okolicach hotelu Sandos Papagayo rozpoczyna się pieszy szlak, którego pokonanie powinno zająć około godziny. Z powodu coraz mocniej grzejącego słońca i plażowego ekwipunku (z wielkim, dmuchanym kołem na czele) postanawiamy wybrać drugą opcję - dojazd na półwysep samochodem.

W tym celu kierujemy się na sam koniec miejscowości Playa Blanca, mijamy port jachtowy Marina Rubicon oraz wszystkie zabudowania. Znak drogowy kieruje na offroad w stronę oceanu. Zjeżdżamy z asfaltowej drogi i wjeżdżamy na teren obszaru chronionego Las Ajaches. Po kilkuset metrach dojeżdżamy do budki ze szlabanem - tutaj należy uiścić opłatę w wysokości 3 € (płacimy za wjazd samochodu osobowego, kwota jest stała i niezależna od ilości pasażerów).

Trasa, którą trzeba pokonać, ma kilka kilometrów. Nawierzchnia jest nieutwardzona i musicie pamiętać o tym, że ubezpieczenie wypożyczonego samochodu nie obejmuje uszkodzeń na drogach szutrowych - wjeżdżacie na własne ryzyko! Nie ma co dramatyzować, na plażę Papagayo zmierzają niemal wszyscy, którzy decydują się na wynajem auta na Lanzarote. Warto jednak zachować ostrożność, nie rozpędzać się i w miarę możliwości omijać większe i mniejsze dziury.

Obszar chroniony Los Ajaches

Po kilkuminutowej przejażdżce pełnej wstrząsów, podskoków, ochów i achów nad roztaczającymi się widokami, docieramy wreszcie do dużego i dość zatłoczonego (pomimo tego, że to już wrzesień) parkingu. Po ilości samochodów widać, jak wielką popularnością cieszy się wśród turystów to miejsce.

Playa Papagayo

Chociaż Playa Papagayo jest najbardziej znaną (i jednocześnie najbardziej obleganą), to oprócz niej na półwyspie znajdują się również Playa del Pozo, Playa Mujeres, Playa de las Coloradas i Playa Caleta del Congrio. Pozostałe plaże są co prawda mniej popularne, ale nie mniej urokliwe od głównej bohaterki tej wyprawy. Każda z nich tworzy swoistą złotą zatoczkę pośród wzgórz. Woda mieni się odcieniami turkusu i błękitu, zachęcając do kąpieli. Zniechęcać do beztroskiej zabawy może obecność meduz i jeżowców, przed którymi ostrzegają flagi i znaki - my jednak nie spotkaliśmy ani jednego morskiego stwora ;)

Restauracja serwująca ryby i owoce morza

Przy parkingu, na szczycie wzgórza mieści się niewielka restauracja. Po jej lewej stronie znajduje się strome zejście na plażę Papagayo.

Spojrzenie na plażę Papagayo z góry...
... i schodzimy :)

Przyzwyczajeni do luzu panującego na kanaryjskich plażach, na próżno próbujemy tutaj znaleźć jakieś ustronne zacisze. Do budowania zasieków z parawanów o 5 rano jeszcze co prawda daleko, ale na Papagayo trzeba liczyć się z tym, że plażuje się tutaj trochę w stylu "ludź na ludziu" ;-) W wodzie za to zdecydowanie luźniej.

Playa Papagayo z pozycji horyzontalnej :)
Po dość krótkim czasie stwierdzamy, że plażing na Papagayo możemy uznać za zaliczony i warto byłoby zobaczyć z bliska inną plażę półwyspu. Decydujemy się na sąsiednią Playa del Pozo - z góry wygląda na bardziej kameralną i mniej zatłoczoną.

Playa del Pozo, a w tle Playa Mujeres

Zejście na Playa del Pozo

Przenosimy się na mniejszą plażę. Okazuje się, że nie tylko łatwiej tu o większą przestrzeń, ale również kąpiel w oceanie jest o wiele przyjemniejsza. Dno jest piaszczyste, w przeciwieństwie do Papagayo brak tu podwodnych skał i kamieni :) Gdyby nie zacinający w twarz piasek, byłoby idealnie. Cóż, wybierając Lanzarote jako swoją wakacyjną destynację trzeba liczyć się z tym, że silny wiatr będzie nieodłącznym towarzyszem podróży.

I teraz, właśnie z powodu owego wiatru i mego wrodzonego roztargnienia, chwilą ciszy uczcić będziemy musieli mego wiernego i oddanego towarzysza - neonowo zielone koło. To tutaj, na tej maleńkiej i niemalże niebiańskiej plaży Półwyspu Papagayo brutalny los (czy może raczej prąd morski, zwał jak zwał) przerwał tę rodzącą się przyjaźń. A jako, że obraz wyraża więcej niż tysiąc słów, zobaczcie sami...

Adios amigo!

Wiecie, za wczesnego małolata miałam taką oversizową bluzę z second - handu z ogromnym napisem PAPAGAYO BEACH. Nosząc ów ciuch rodem z zachodu, przekonana byłam, iż ten bicz to musi być piękna sprawa i jakieś wyjątkowe, na pewno bardzo odległe miejsce, skoro ktoś zdecydował się na umieszczenie jego nazwy na takiej spoko bluzie ;) Tych kilkanaście lat temu nawet nie marzyłam, że któregoś dnia moja stopa stanie na złotym piasku plaży Papagayo. Taka myśl wydawała się odleglejsza niż księżyc! Pamiętajcie - niemożliwe nie istnieje :)

Komentarze

  1. Ja w Playa Blanka byłam w grudniu. Na Papagayo dużo mniej ludzi niż na Twoich zdjęciach. Z tego 90 % to emeryci naturyści :).
    W Playa Blanka jest super atrakcja a mianowicie wulkan Montana Roja . Można bez przeszkód wchodzić i podziwiać wygasły krater.a widoki jakie z góry.Ale jeśli chodzi o samo miasteczko to tak jak Ty uważam ,że jest średnio ciekawe. Zaletą jest bliskość Fuerty.Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O, to trafiłaś na spokojniejszy okres :) Nie chcę myśleć, co na Papagayo dzieje się w miesiącach typowo letnich. Słyszałam o Montana Roja, nie zdążyliśmy niestety się tam wybrać. Właśnie znalazłam na Twoim blogu wpis o tej wycieczce - super widoki :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Może jeszcze kiedyś trafię na Lanzarote i dokończę zwiedzanie wyspy. Zdjęcia bardzo zachęcające.

    OdpowiedzUsuń
  4. To prawda, raz to za mało, by dotrzeć w każdy zakątek Lanzarote.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie miałabym nic przeciwko temu, żeby znaleźć się teraz na takiej piaszczystej plaży:)
    Na Lanzarote nie byłam, więc chętnie bym ją odwiedziła:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też bym chętnie położyła się na gorącym piasku jeszcze raz, zwłaszcza w taki zimny dzień.

      Usuń
  6. Miałaś rację, że Lanzarote mi się spodoba! :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Będzie mi bardzo miło, jeśli zechcesz pozostawić ślad po swojej wizycie :)
Zapraszam do komentowania!

Zobacz również